W swojej powieści "Czwarty protokół" Frederick Forsyth opisywał
zagrożenie nuklearne jakie mogło nastąpić wskutek próby montażu i
odpalenia bomby atomowej. Fikcja dobrze się sprzedaje bo straszy
bezboleśnie i pozwala z tym większym zadowoleniem powitać rzeczywistość,
która może nie jest kolorowa ale na pewno nie jest tak straszna.
Dane z Fukushimy już dawno nam się znudziły. Nie znajdują
zainteresowania żądnych sensacji dziennikarzy, nie rzucają się na nie
gazety ani stacje telewizyjne. Ot uciążliwa katastrofa sprzed dwóch lat,
jakoś tam zafiksowana przez Japończyków. Można zająć się czymś innym.
Gdyby ktoś nas zapytał o jakieś konkrety, nic byśmy nie powiedzieli.
Bo nie ma sprawy. Ile reaktorów było/jest w Fukushimie? Co się z nimi
stało? Jaka jest obecna sytuacja? Jakie są perspektywy?
Żadne pewnikiem. Inaczej media trąbiłyby przez całą dobę. Czyżby. A gdyby sytuacja była krytyczna, czy media - zupełnie odwrotnie - nie powinny zamilczeć tego tematu? Oto jest pytanie.
Reaktorów w Fukushimie było sześć. Trzy z nich: 1, 2 i 3, pracowały.
Pozostałe były wyłączone. Reaktory pracujące uległy uszkodzeniu i
stopieniu. Nie wiadomo gdzie się teraz dokładnie znajdują ich
radioaktywne rdzenie. Nie wiadomo jak je ustabilizować. Polewa się te
miejsca wodą, bez końca. Reaktory 5 i 6 nie uległy uszkodzeniu.
Pozostaje reaktor numer cztery.
Znajduje się w nim basen z wodą, a w nim pręty zużytego paliwa
nuklearnego. Zużytego nie znaczy nieczynnego. Wręcz przeciwnie nadal
niebezpiecznego i promieniującego. Budynek, w którym znajduje się basen i
zanurzone w nim pręty, rozpada się. Lada moment może runąć, bądź to pod
wpływem kolejnego trzęsienia ziemi, bądź sam ze siebie.
Co będzie jeśli runie? Woda z basenu się wyleje. Pręty zostaną
odsłonięte i wejdą ze sobą w kontakt. Każdy z nich znajduje się w
osłonie z cyrkonu. Metal ten w kontakcie z powietrzem ma tendencję do
samozapłonu. Pali się jasnym, gorącym płomieniem. Jeśli dojdzie do
zapłonu osłony cyrkonowej to promieniowanie z pręta zacznie przedostawać
się do otoczenia. Pręty blisko siebie to spotęgowanie reakcji
nuklearnej.
Co trzeba zrobić? Trzeba wyjąć te pręty i schować je w bezpiecznym
miejscu. Inaczej nastąpi reakcja nuklearna i w jej wyniku, pożar lub
nawet eksplozja, a w efekcie ostatecznym emisja radioaktywności nie do
gleby czy wody tylko do atmosfery. Wyjmować pręty trzeba ostrożnie, aby
ich nie upuścić czy nie uszkodzić powłoki. Promieniowanie jednego
pozbawionego osłony pręta zabije ludzi w jego pobliżu w ciągu kilku minut.
Problem polega więc na tym, że przy operacji wyjmowania kolejnych
prętów nie może wystąpić żaden błąd skutkujący uszkodzeniem lub
upuszczeniem pręta. Ile jest tych prętów? Ile będzie takich operacji?
Ponad 1 300sztuk. Ile waży paliwo w nich zawarte? Około 400 ton.
Co będzie jeśli jednak dojdzie do choćby jednej awarii czy błędu?
Ludzie w bezpośredniej bliskości zginą natychmiast. Promieniowanie w
paliwie zostanie wyemitowane do atmosfery. Co to oznacza dla pozostałych
ludzi?
Półkula północna nie będzie się nadawała do zamieszkania.
To żart. To napewno żart. To niemożliwe. Nie ma się co stresować. Jest tyle istotnych tematów.
Acha. Kiedy Japończycy zaczną całą tą operacja z czwartym reaktorem? Ach... nie później niż w ciągu 60 dni.
Potem. Na wszystko będzie już za późno. Ale. Może się im udać.
Niezależnie od tego, że prawdopodobieństwo sukcesu oceniane jest na ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz