W ciemnej nocy komunizmu, była piosenka, która docierała do samego
dna serc. Poruszała struny, dawała nadzieję, wbrew wszystkiemu. Dawała
nadzieję, że potrafimy, że damy radę, zwyciężyć wszechobecne zło i
kłamstwo. Na dźwięk słów "Bądź jak kamień stój wytrzymaj", zaciskały się
pięści i serca, marszczyły się czoła, rozogniały się oczy. "Kiedyś te
kamienie drgną. I polecą jak lawina. Przez noc. Przez noc. Przez noc.".
Polecą i zmiotą ten potworny system. System ustawicznego kłamstwa,
system małej podłości, która przejawiała się w tym, że o losie człowieka
decydowały jego relacje z bezbożną partią komunistyczną.
Więc
zaciskaliśmy pięści i wytrzymywaliśmy. Aż przyszła ta chwila, ten
moment, gdy lawina ruszyła i zabrała ze sobą komunizm. Ruszyła falami. W
pierwszej zachłysnęliśmy się wolnością. Wiedzieliśmy jedno - Wolność
jest matką wszystkiego. O niej były piosenki. Jej nie mieliśmy. Potem
było znów zanurzenie, w lodowatą i mętną breję stanu wojennego. I oto
znów wynurzyliśmy się. Jakieś ogólnoświatowe tsunami, przegoniło
komunizm. A jednak... A jednak...
A jednak Sekretarz Komitetu
Centralnego PZPR jest jednym z ludzi sprawujących władzę w Polsce, po
przejściu tej oczekiwanej lawiny, po odzyskaniu Wolności. A jednak
minister w rządzie PZPR, reprezentant tej partii w pierwszych wolnych
wyborach, w warunkach Wolności dwukrotnie był wybierany na najwyższe
stanowisko państwowe - prezydenta RP.
Co się stało? Jak to
właściwie jest? Gdzie poleciała nasza lawina? Czy na to wytrzymywaliśmy?
- można sobie zadawać pytania. Jaka jest nadzieja? Co dalej robić -
padają następne.
I teraz mamy recepty na rzeczywistość. Teraz receptą jest Prawda. Już nie Wolność, ta okazała się niewystarczająca. To Prawda ma nas wyzwolić. To znaczy tych, co czują niewolę. I udrękę. I cierpienie Polski.
Lawina
kamieni nie wyzwoliła nas, w takim sensie jak to widzieliśmy, z jednego
powodu. Nie jesteśmy tak naprawdę, kamieniami. Nie jesteśmy tak
naprawdę, zbiorem szlachetnych i dobrych ludzi, którym tylko przymus
zewnętrzny, przeszkadza ustanowić idealne, lub bliskie ideałom, państwo.
Jesteśmy
różni. Przekonania wyrażone w piosence Krystyny Prońko, w marzeniach
anarchistów, w postulatach liberałów, marzenia o zerwaniu zewnętrznych
pęt o uczynieniu ludzi wolnymi od zewnętrznej presji, połączone z
przekonaniem, iż wtedy nastąpi poprawa, okazują się oparte na piasku.
Kto miał do czynienia ze zebraniem większej grupy osób,
które to zebranie nie ma narzuconego porządku i hierarchii, wie, że
szybko górę w nim biorą agresywni krzykacze, tępi i pozbawieni skrupułów
matacze, że zdolność takiego ciała do racjonalnych decyzji jest niska a
efektywność działania... już lepiej nie mówić. Skutki? Możemy
obserwować do woli.
A może nie jesteśmy kamieniami, jesteśmy
ludźmi. Może nie żyjemy w polityce ale wśród ludzi. Może życie nasze nie
jest związane z takim czy innym kształtem kraju, w którym żyjemy, tylko
z takim czy innym kształtem naszych relacji, z takim czy innym
kształtem każdego słowa, każdego gestu, każdego uczynku jaki robimy w
stosunku do napotykanych (realnie czy w sferze wymiany myśli) ludzi.
Może
niebo i piekło nie ma wymiaru państwowego i politycznego, tylko
dwuosobowy i bezpośredni. Może jesteśmy wolni w czasie największej
niewoli, bo jesteśmy wolni do tworzenia dobra. Do nieodwracania się od
tych, których życie spycha manowce. Jesteśmy wolni do powstrzymania się
od plucia, w kierunku tych co mają przeciwne do nas zdanie. Jesteśmy
wolni do bycia otwartymi, normalnymi, ludzkimi. Może piekło i niebo jest
przedmiotem natychmiastowego i obecnego wyboru, gdyż możemy wybrać Boga
i człowieka, albo Siebie i swoje/czyjeś idee.
Barabasz!
Barabasz! Barabasz! Skandował tłum na placu Piłata. Idąc za radą swego
Kościoła, żądali życia i wolności, dla tego, który walczył o wolność ich
Państwa, o wolność ich Narodu, o wolność Polityczną. Jezus stał
milcząco, obserwując to co się działo.
Barabasz! Barabasz! Patriota!
Ojczyzna! Ojczyzna! Precz z niewolą! Zdawali się wołać pobożni Żydzi,
blisko dwa tysiące lat temu. Czy to naprawdę niczego nam nie przypomina?
"Oddajcie Cezarowi, to co należy do Cezara, a Bogu to co należy do
Boga" - uczył rabbi z Nazaretu. "A my. Co mamy robić?" - zapytali go
żołnierze, będący narzędziami do zadawania śmierci i cierpienia. "Nad
nikim się nie znęcajcie. I nikogo nie uciskajcie. Pozostańcie przy swoim
żołdzie".
Na placu Piłata, dokonała się konsumpcja związku religii z polityką. Człowiek musi wybierać. Tak jest zbudowany.
Zawsze się ku czemuś zwraca. Zawsze kogoś lub coś czyni swoją nadzieją, w
kimś lub w czymś upatruje swojego szczęścia. Ostatecznie, kogoś lub coś
- czyni swoim bogiem.
Ta decyzja. To związanie. Tu
upatrywanie, czyni człowieka. Kształtuje go. Formuje go. Stwarza go. To
dlatego Jezus stawiał siebie przed wszystkim, w życiu człowieka.
Człowiek jednakże, przykuwa swój wzrok, do innych rzeczy, upatruje np.
szczęścia i wyzwolenia w wyzwoleniu politycznym. Używa nawet Boga, do
utwierdzania swojego zaślepienia, jak to zrobili Żydzi i ich Kościół w
dniu wyboru między Jezusem a Barabaszem. W wyniku takiego wyboru, takiej postawy, przegrywają dwie
relacje: relacja człowieka do Boga oraz człowieka do człowieka. Czyli
to, co jest fundamentem człowieczeństwa, zgodnie ze zdaniem Jezusa.
Więc
niebo i piekło jest tu i teraz. Jest przedmiotem wyborów i decyzji
każdego dnia. Jest efektem identyfikacji. Czy identyfikujemy się,
przede wszystkim, z swoimi relacjami z innymi ludźmi, ze swoim
zachowaniem względem nich? Czy wiemy, że to właśnie te konkretne
interakcje, te konkretne postawy, to bycie wyrozumiałym lub
nieubłaganym, otwartym lub zamkniętym, sprawiedliwym lub poświęcającym
tę sprawiedliwość dla wyższych celów, człowiekiem dla drugiego, lub
prokuratorem - to te właśnie momenty są realną tkanką rzeczywistości.
Cała rzeczywistość składa się z tej tkanki właśnie. Z tego jacy jesteśmy. Polityka jest jedynie jej echem.
To
suma podłości, małości, głupoty, nienawiści i zamknięcia - z jednej
strony oraz otwartości, uczciwości, mądrości i dystansu do bieżączki - z
drugiej strony, tworzą naszą rzeczywistość. Parareligijne obietnice i
marzenia, że drogą zmiany rzeczywistości jest wybór takiego czy innego
polityka na stanowisko państwowe, brzmią takim kontekście jak
potępieńcza i bezdenna głupota.
Kiedy niby był ten raj? Kiedy
na obszarze Polski było, z politycznego punktu widzenia dobrze?
Przez siedem stuleci, gdy 3/4 narodu było własnością bogatej
mniejszości? W czasie rozbiorów i rozpaczliwych powstań owej
mniejszości, prowadzących jedynie do dwóch efektów: klęsk realnych i
fiksacji emocjonalnych? W czasie drugiej RP gdy Warszawą płynęła krew
polskich żołnierzy, do których strzelali polscy żołnierze na rozkaz
Piłsudskiego? Gdy każdy kto miał inną linię polityczną od jedynie
słusznej, lądował w więzieniu? Gdy kraj obsiadła klika robiąca na kanwie
fiksacji popowstaniowej religię z patriotyzmu? Tak skutecznie, że dziewiętnaście lat po największym militarnym zwycięstwie, kraj był w
zasadzie bezbronny na skutek ich polityki i uciekli przez
Zaleszczyki, zostawiając ludzi pod bombami?
Nie. Jesteśmy
wolni. Tak jak byliśmy wolni w czasach komunizmu. Nie byliśmy
kamieniami. Żyliśmy w trudnościach, a i owszem w oficjalnym kłamstwie.
Komuniści kłamali i zabijali, ale wypada im oddać, starali się o poprawę
życia ludzi. Mieszkań, lipnych bo lipnych, ludzie nabywali więcej niż w
wolnej Polsce. Komunistom nie wyszło, bo mechanizmy były złe. Bo nie
wiązały gratyfikacji finansowych z aktywnością i efektywnością. A
dzisiaj? To uczciwa praca i inwencja prowadzi do profitów? Czy udział we
właściwej grupie interesu i znajomości?
Ale jesteśmy wolni. W trakcie tego etapu podróży między stacją
narodziny i stacją śmierć. Podróż wcale nie jest długa. W jej trakcie
tworzymy cuda. Każda. Każda nasza relacja z innymi, każde zachowanie i
nastawienie ("Wszystko co uczyniliście najmniejszemu...") tworzy ostatecznie istniejącą realność. A potem - nieskończoność. Taką lub inną. Będącą owocem.
Tak
patrząc, możemy być bardziej ludzcy. Możemy przestać identyfikować się z
bytami politycznymi i celami politycznymi, traktując je jako wartości
pożądane, ale nie krytyczne.Silna identyfikacja z bytami politycznymi prowadzi do jednego z dwóch
skutków: przemiany myślenia racjonalnego w emocjonalne, prowadzącego
dalej w bezrozumne emocje lub całkowitej separacji od polityki jako
sfery brudnej i niegodnej by się w niej w jakiś sposób odnaleźć. Oba
skutki są dewastujące dla efektów życia politycznego.
Wydaje się zatem, że przywrócenie pierwotnych proporcji, to jest wyższości wartościowania relacji i postaw
ponad idee i byty polityczne, może się okazać korzystne właśnie w
polityce. Bo umożliwi racjonalny do niej stosunek i zaangażowanie oparte
nie na "prorockich" nadziejach, ale na racjonalnym rachunku
oczekiwanych skutków.
Nie droga Krystyno. Nie jesteśmy
kamieniami. Jesteśmy pasażerami w podróży. Jesteśmy chlebem. To znaczy,
możemy nim być. To nie jest łatwe. Ale możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz