Radom AirShow 2013

Pamiętam mgłę. Nie jak przez mgłę, tylko mgłę właśnie. Strach było szybciej jechać, choć szaleńcy zawsze się zdarzają. Na miejscu kolejka. Kilkaset osób. Otwierają o ósmej.

Potem płynnie. Kas dwadzieścia a może i więcej. Szybko bez problemów. Płyta lotniska zielona i lekko mokra od tej mgły i rosy. Stajemy przy barierkach przyglądamy się.

Pierwsze były pokazy balonów. To chyba był pokaz bo napompowali kilka i uniosły się kilkanaście metrów w powietrze. Pokaz był na "chyba", bo w odróżnieniu od lat poprzednich w kasie gdzie kupowało się bilet nie było programu pokazów. Nie było go nigdzie.

Dla tych co nie wiedzą, minutowy program pokazów lotniczych to absolutnie niezbędna rzecz. Ale to nie jest takie proste. Trzeba wydrukować. Może przyciąć. Zawieść do kas. Wszyscy rozumiemy. Trudności.

Z balonami taka sprawa, że jeden z nich reklamował linie lotnicze "Lot". Balon nie dość, że był brzydki to jeszcze wyraźnie brudny, umazany w jakimś błocie. Pewnie jak rozwijali czaszę na ziemi to zrobili to na gruncie a nie na trawie. No cóż. Jaka firma taka reklama?

Potem były motolotnia i paralotnie. Motolotnia to taki minisamolocik. Skrzydło i silnik i gondola do siedzenia. Paralotniarze to inna para kaloszy. Faceci z przyczepionymi do siedzenia wentylatorami i na spadochronach. No dobra, część z nich siedziała jeszcze na wózkach co miały kółka. Robili szalone manewry, doprowadzając się do pozycji niemal poziomej kilka metrów nad ziemią.

Pokazy samolotów śmigłowych jak zwykle ciekawe. Te z drugiej wojny, te trochę późniejsze, te do akrobacji, ten którym Polak przeleciał Atlantyk. Komentarz trochę szwankuje. Szkoda nieodżałowana, że ostatni raz AirShow w Radomiu prowadził Tadeusz Sznuk w 2009 roku. Może to ta katastrofa go odstraszyła?

O godzinie dwunastej pojawił się białczerwony Sokół. To prezydent Komorowski z małżonką. Wysiedli z helikoptera, przemaszerowali przez odcinek lotniska. Witamy, klaszczemy, nie wszyscy. Rozumiem i nie rozumiem. W końcu to prezydent. Symbol państwa. Oklaski dla małżonki, jakby bardziej rzęsiste. Wniosek jest prosty, prezydent musi mieć żonę.

Otwarcie i przemówienia sprawne choć bez większego wyrazu. Skoczkowie spadochronowi skaczą niosąc w powietrzu flagi uczestników. Ostatni ląduje ten z biało-czerwoną. Szczerze? Ładnie to wygląda.

Pojawiają się dwa śmigłowce Mi24. Wreszcie bojowe maszyny. Wyglądają groźnie. Manewry wykonują sprawnie. Przyjemność dla oka i ucha.

Chwilę później pojawia się tak, tak.. Black Hawk. Helikopter firmy "Sikorski" produkowany w Mielcu. Ten sam - bohater filmu "Black Hawk down" za zdjęcia do którego nasz rodak Sławomir Idziak dostał nominację do Oscara. Black Hawk jest piękny. Po prostu. Sprawny. Lata we wszystkie możliwe strony, kręci się i się obraca, jak dzielny i doświadczony żołnierz.

Nadlatuje helikopter Augusta Westland. Ta firma z kolei produkuje śmigłowce w Świdniku. Ładnie pomalowany, kłania się i w ogóle. Ale jakoś... to nie to, co Black Hawk. Jakiś taki - mało męski się wydaje.

Gdy pojawił się trzeci helikopter nabrałem podejrzeń. - Pewnie będzie jakiś przetarg czy co - rzucam sugestię. Chwilę dosłownie później prowadzący potwierdza moją myśl przez głośniki. Ministerstwo obrony planuje zakup dużej liczby śmigłowców wielozadaniowych. No tak, na trybunie prezydent, szef sił zbrojnych i cała śmietanka więc mamy pokaz co się zowie.

Eurocopter był piękny. Niemal tak ładny jak Black Hawk. Wydawał się bardziej mobilny nawet. Gdy ustawił się przed trybuną, zrzucił z obu swych boków liny. Kilka sekund i sześciu żołnierzy spłynęło po nich na płytę lotniska z wysokości około 10-15 metrów. Eurocopter wykonał okrążenie i ponownie podszedł do tego miejsca. Miał symulować odbiór ludzi z zagrożonego terenu. Spuścił linę i po minucie ją podjął. Do niej uczepionych "na winogrono" sześciu żołnierzy. Wyniósł ich daleko i wysoko, pewnie kilkaset metrów w górę. Dyndali tak w przestrzeni. Lina wytrzymała, cało ich posadził.

Niepostrzeżenie pojawił się przy nas Mig 29. To nasz, kościuszkowski. Gdy wystartował, chciałem powiedzieć jedno. Wreszcie. Można oglądać wiele. Ale gdy rasowy wojskowy odrzutowiec zacznie się poruszać to... niebo się trzęsie i to po prostu czuć. Siłę i moc.

Moim zdaniem nasz Mig29 to najpiękniejszy i najładniej poruszający się samolot pokazów. Estetyka. Ale przecież nie znamy wielu szczegółów technicznych. Gdy odwracał plecy w naszą stronę widzieliśmy wielkie godło "kościuszkowców". Gdy obracał silniki widać było ogień dopalaczy. Żeby uzmysłowić wrażenie ze startu takiego samolotu wystarczy powiedzieć, że suma mocy siedmiu samolotów odrzutowych Iskra to moc jednego z dwóch silników Mig29. Ale słowa nie oddadzą wrażeń.

Zespoły akrobacyjne były urocze. Szwajcarzy zrobili swój Gottard Tunnel, formację, w której pięć samolotów leci razem tworząc kształt odwróconej litery V, z naprzeciwka wlatuje w ten kształt inny samolot. Bardzo sympatyczni byli Finowie. Ciekawie mieli dobraną muzykę.

Pierwszy z czterech F16 był grecki. Prawie jak Mig29, a może nie prawie? Pochłaniał uwagę, siłą i zwrotnością. Muzyka dobrana perfekcyjnie, komentarz Greka, który mieszał angielski z polskim ku uciesze oglądających, był sympatyczny.

Su27 przyleciał tym razem z Ukrainy. Wszyscy pamiętaliśmy, że cztery lata temu, taki właśnie samolot - choć z Białorusi - spadł w Radomiu. Pilot niestety nie przeżył. Stąd z pewnym napięciem oglądaliśmy piękny w locie samolot. Latał na 40% mocy. Delikatnie. Su27 to bestia. Tym razem bardzo ostrożna.

Potem był włoski samolot transportowy Spartan o cechach samolotu akrobacyjnego oraz coś co chyba podobało mi się najbardziej: Apache.

Helikopter Apache przyleciał z Holandii. To drugi czysto bojowy helikopter na AirShow (oprócz naszego Mi24). To co on potrafi odbiera mowę. Gdy opancerzony siedmiotonowy helikopter o długości czternastu metrów zaczyna przechylać się wzdłuż swojej osi podłużnej i obraca się całkowicie "do góry nogami" i obraca się dalej wykonując beczkę to tak zwana "szczęka opada". Gdy na dodatek zaczyna piąć się w górę podnosząc jednocześnie nos i wykonuje pełną akrobatyczną pętlę to trudno coś powiedzieć. Piękne.

Eurofighter był najbardziej zaawansowanym myśliwcem bojowym na tegorocznym AirShow. To ścisła światowa czołówka. Może F22 jest od niego lepszy. Może najnowsze modele Su mogą z nim się porównywać. Eurofighter sprawnie lata i wykonuje manewry nie gorzej od F16 czy Mig29. Ma jednak nieusuwalną wadę. Jest po prostu brzydki. To najbrzydszy samolot jaki widziałem. Okropny. Aż się żołądek skręca.

To dziwne bo konstrukcje samolotowe w jakiś naturalny zupełnie sposób są po prostu niezwykle estetyczne. W Eurofigterze nie ma ogona. Ta pokraka ma tylne usterzenie poziome przeniesione przed skrzydła. Wygląda to fatalnie w zestawieniu z samolotami amerykańskimi i rosyjskimi, ale chyba taka moda w Europie.

Francuzki Rafale jest o włos słabszy od Eurofightera. W ostatnim przetargu na zakup ponad stu samolotów przez Indie, to właśnie francuska maszyna została wybrana w miejsce Eurofightera. Hindusi stwierdzili, że do walki powietrznej to mają rosyjskie Su30 (kontrakt na ponad 250 maszyn), zaś potrzebują bardziej wsparcia dla wojska. Rafale jest nieco ładniejszy od Eurofightera choć znów tradycyjnie tylne usterzenie poziome znajduje się z przodu.

Tłem dla pokazów lotniczych w tym roku były niesamowite chmury. Położone wysoko. Kłębiaste. Wcale nie zajmowały całego nieba, tylko niemal pół na pół dzieliły go z przejrzystym błękitem. Przydawało to uroku całej imprezie.

Niewielkim minusem były jak zwykle kwestie społeczne. W tak dużej zbiorowości gdzie dobra, to jest miejsca przy barierce jest niewiele, ujawniają się cechy społeczne. Nie ma zasad. Nie ma reguł. Nie ma zmiłuj. Spryt, łokcie, wcisk. A to Polska właśnie. Z jednej strony trudno się dziwić, z drugiej jednego faceta z dziećmi co się rozłożył na jakiejś płachcie właściwie zadeptali. No bo przy barierce. Poszedł sobie. I dobrze.

AirShow w Radomiu Anno Domini 2013 był jednym z najlepszych pokazów lotniczych w Europie. Wachlarz prezentowanego sprzętu nie miał sobie równych. Łatwo można sprawdzić, że takie pokazy w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Czechach mają skromniejszą zdecydowanie obsadę. Organizatorom należą się słowa uznania i gratulacje, gdyby nie ten nieszczęsny brak programu zawodów. Warto było być i warto będzie pojechać. Za dwa lata w 2015. Jeśli to tylko będzie możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz