Czy republika demokratyczna się wyczerpuje? Czy nadchodzi
nieuchronny i nieubłagany koniec świata Zachodniego jaki znamy?
Świata kolorowego, pełnego życia, innowacji i nadziei. Świata w
którym było miejsce na niezłomne zasady i na ich łamanie. Świata
w którym "wszystko było wolno", i to "wszystko"
polegało na szukaniu prawdy i życiu zgodnie z własnymi zasadami.
Czy to słychać w wodach rzek i jezior? Czy to czuć w powietrzu?
Czy już drży ziemia pod stopami? Coś się zmieniło i coś się
dalej zmienia. Niezauważenie, nieuchronnie, niepowstrzymanie.
Rozkład zapuszcza korzenie w każdej z myśli rodzących się w
głowach ludzi, wchodzi w korozję z ich postawami i postrzeganiem
świata, zniekształca smak, wykrzywia słuch, degeneruje wyobraźnie
a obraz świata czyni groźną karykaturą.
Ponoć nie ma tego złego co by na dobre nie wychodziło. To
tragedia przywiodła bohatera "Life of Pi" do Boga. To cień Mordoru
spowodował niezwykłe dorośnięcie Hobbitów. To złowroga żelazna
kurtyna, za którą czaiło się imperium radzieckie, osłaniała
obywateli Zachodu przed upadkiem. Ocalała dobro, wzmacniała w nich
prawdę, chroniła radość.
Gdy stalowa kurtyna opadła nic już nie mogło powstrzymać
degeneracji kultury i upadku świadomości. Kłamstwo. Kłamstwo,
które było i pozostanie niezbywalnym narzędziem polityki zaczęło
zapuszczać swoje macki do przestrzeni publicznej i prywatnej.
Wszystko jest polityką, bo wszyscy są władcami. To też kłamstwo.
Opętani mediami i żądzą wpływu na politykę, zdeprawowani jej
wszechobecnym oddziaływaniem, wchodzimy w kontakt, w przenikanie, z
tym obłokiem ciemnej mgły.
Żądza z kolei tych, z których spadło zagrożenie sowieckie nie
może znaleźć nasycenia inaczej jak przez deprawowanie świadomości
tych mniejszych. Jak dzisiaj konsumujemy kulturę? Co przyciąga
uwagę ludzi? Czy do uwierzenia pozostaje, że kilkadziesiąt lat
temu muzyki się po prostu słuchało? Że było to czymś
niezwykłym? Dzisiaj się ją przełyka w przejściu podziemnym do
metra, na siedzeniu samochodu osobowego, przypadkowo, bez sensu i
zaangażowania. Czy piękno i prawda są jakimikolwiek realnymi
wartościami? Czy może spór, niechęć, i użycie do utraty
świadomości. By już nie pamiętać, by już nie odczuwać, by
kolejna dawka obrazu, dźwięku, smaku, czy środka zmieniającego
świadomość, pozwoliła - żyć w tej ogłupiającej i bolesnej rzeczywistości.
Jak porównać to co tworzyli ludzie w latach 60 czy 70 czy
wczesnych 80, z tym z czym mamy do czynienia teraz. Co niesie i do
czego się odwołuje rozpowszechniana masowo pseudo-sztuka? Ach to
nie ważne. Ważne są żołądki. Tak to prawda. Świnie muszą
żreć. Niewolnicy także.
Więc może emigracja wewnętrzna. Taka mikro religia, która w
religii prawdziwej (ale nie tej politycznej w wydaniu polityków
prostytuujących religię i etykę aby się więcej nażreć, aby
więcej nienawidzić, aby więcej pragnąć), w kawałkach sztuki,
które poruszały świat, w kontakcie z przyrodą, kiedy myśli
zastępuje powiew słońca, w czytaniu wierszy aby nie zginęły, w
postawieniu płotu, pomiędzy opętaniem polityką a byciem
człowiekiem, w traktowaniu polityki jako czegoś zgoła innego niźli
życie (choć mamieni będziemy kłamstwami, że to to samo). Może w
tym wszystkim potrafimy wtedy jakoś ocalić. Co?
Może siebie. Może
chociaż... brzmienie ciszy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz